- Wyruszyliśmy z błogosławieństwem naszego bp. Sławomira Odera, który cały czas towarzyszył nam konno. Byłem zaskoczony, że stawiło się około 25 jeźdźców, to dość duża grupa – relacjonuje ks. proboszcz Michał Wilner. – Pierwszy odcinek był dość długi, bo jechaliśmy bez przerwy prawie trzy godziny do Goszyc-Lasu, gdzie w kapliczce na Magdalence przywitał nas proboszcz parafii w Sośnicowicach ks. Marcin Gajda. Tam mieliśmy Eucharystię, której przewodniczył ksiądz biskup, który zwrócił nam uwagę m.in. na to, że przeżywanie Roku Jubileuszowego to nie jest jedynie historyczne wspomnienie zbawczych wydarzeń z życia Chrystusa, ale czas łaski, który trwa i z którego warto jak najlepiej skorzystać. Taka właśnie, jubileuszowa intencja, towarzyszyła naszej pielgrzymce – zaznacza.
Procesję jeźdźców otwierał krzyż, a po drodze odmawiany był Różaniec i Koronka do Bożego Miłosierdzia. Na Mszę w drewnianej kapliczce św. Marii Magdaleny, położonej pośrodku lasu i cudownie ocalonej podczas wielkiego pożaru w 1992 roku, przybyły także inne osoby, które chciały modlić się razem z pielgrzymami.
- Z Magdalenki wyjechaliśmy prosto do sanktuarium w Rudach. Ten odcinek był znacznie krótszy, około półgodzinny. Na miejscu zgromadziliśmy się na grobli, gdzie przywitał nas ks. Jan Rosiek, dyrektor tamtejszego Starego Opactwa. W tym miejscu mieliśmy drugie nabożeństwo, tym razem ku czci Matki Bożej Pokornej. Stamtąd do domu wracaliśmy już indywidualnie, niektórzy konno, inni zorganizowanym wcześniej transportem z bukmankami – mówi proboszcz.
Lipcowa pielgrzymka miała nieco inny charakter niż wielkanocna procesja konna.
- Po drodze nie było tyle modlitw i śpiewów, ale odmówiliśmy wspólnie Różaniec i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Na czele wieźliśmy oczywiście krzyż procesyjny. Tym razem uczestnikami byli przede wszystkim nasi parafianie. Grupa była przynajmniej o połowię mniejsza niż w Poniedziałek Wielkanocny, więc też inaczej się jechało. Myślę, że ci, którzy z nami byli, przeżyli ten czas w dobrej, serdecznej atmosferze, zarówno od strony duchowej, modlitewnej, jak i bycia razem we wspólnym wysiłku, bo to niewątpliwie był duży wysiłek – podsumowuje ks. Wilner.