Dalej pracuję w Winnicy i zbieram winogrona
To było dokładnie jak w dzisiejszej Ewangelii kiedy Jezus wysyła 72 uczniów na drogi tego świata. Prawie 45 lat temu na początku października powoli zjeżdżały się lipne wtedy samochody albo przychodziło się wprost z nyskiego dworca. 72 kleryków rozpoczynało swoją życiowa przygodę w diecezjalnym seminarium. Ciasno. Po 8 w każdym pokoju. W seminarium było wtedy 240 alumnów. Ubikacje na starym klasztornym korytarzu, a łazienki schowane w przepastnych piwnicach. Zero wygód. Każdy miał swoje łóżko, miejsce w szafie, stolik i krzesło..cały dobytek.
Mieliśmy w sobie jakąś dozę szaleństwa, by podjąć studia w takich warunkach. Trzeba było pójść na całość czego dzisiaj w bardzo ostrożnym świecie po prostu brak. Dotyczy to nie tylko przygotowania do służby Bożej. Coraz mniej ludzi podejmuje także życie w sakramentalnym małżeństwie. Niektórzy zrezygnowali z renomowanych uczelni, inni rzucali swoje zespoły i gitary, albo inne sytuacje ,by wejść na zupełnie inną drogę.
Z tych 72 zostało na końcu 42, a z tych 6 odeszło, a 6 zmarło.
Tak myślę co właściwie nas trzyma ,by po tylu latach dalej zbierać winogrona w Winnicy Pańskiej?Co nas ratuje, aby nie rozmienić tego na drobne?Myślę, że wierność raz danemu słowu Bogu i mojemu biskupowi. Porządek w życiu, reguły i zasady, które pomagają żyć/wczesne wstawanie, porządek w mieszkaniu, pasja/.Dużo pomógł mi w tym mój pierwszy ostry proboszcz, który potrafił nam młodym ludziom ustawić dzień. I umiłowanie tego ,co się robi i ludzi do których zostaliśmy posłani.Ważne jest miejsce w którym człowiek przebywa, by traktować je jako swoją ojczyznę i dom.
Tak, tak jednak nie jest to sielanka. Pomyślałem do czego to porównać i przypomniał mi się obrazek na którym można było zobaczyć zwykłego psa siedzącego w strugach deszczu na środku drogi. Taki sam, zmoczony, biedny, który jednak w pewnej chwili zrywa się, aby poszukać jednak schronienia. Otrząsnąć się z problemów, wysuszyć i ruszyć dalej w drogę..
Coraz mniej takich szaleńców. Mało kto chce zaryzykować i pójść na całość. Może jest nam za dobrze? Mamy za dużo wszystkiego? A może my dajemy za słabe świadectwo?
Jezus dzisiaj wysyła na drogi tego świata 72 swoich uczniów.
To liczba narodów pogańskich znanych w Biblii. Nie znamy ich imion.Nie wiemy kim byli. Pan jednak nim wyszli skierował do nich kilka dobrych rad...
Mają pójść we dwójkę tak w naszych czasach seminaryjnych kiedy jedyną słuszną drogą był narzucony socjalizm/nigdy w to nie wierzyłem, dzięki mojemu ziemskiemu Ojcu/. We dwóch ,czyli jest to początek budowania wspólnoty. Mają wzajemnie się wspierać.
Mają przynieść ludziom pokój, który tak mocno akcentuje w swoich kazaniach papież Leon XIV. Pokój to słowo, które burzy mury, buduje mosty. To nowy, mocny uścisk dłoni i gotowość do słuchania. I trzeba to budować od podstaw od naszych rodzin.
Pokój przy stole.Zero nienawiści. Zrozumienie drugiego i kochaj siebie miłością uporządkowaną ,bo się zniszczysz.
Żadnych dodatkowych bagaży, bo to początek ułożonego życia.
Uznanie i autorytet nie kupuje się za pieniądze na to trzeba sobie zapracować. I laski nie brać. Innych trzeba dopuścić do siebie, aby nas wspierali.
I nie pozdrawiać nikogo ,bo to początek tak popularnego dzisiaj gadania. Trzeba skupić się misji i nie rozpraszać...
A co za to wszystko?Po prostu nasze imiona zostaną zapisane w niebie i tyle aż tyle. Dzisiaj każdy z nas jest jednym z tych 72. Musisz tylko podstawić swoje.
I może tak jak ci nasi codziennie kurierzy, którzy od rana uwijają się, by dostarczyć pod każdy adres powierzoną przesyłkę.
Przekazać dobre słowo, pomóc usłyszeć dziękuję, albo nie i w dalszą drogę pod kolejne drzwi. I tak rośnie Królestwo pośród nas...
mg
I wyjątkowy wiersz ks.Jerzego Szymika "Być śląskim księdzem":
Nie spod figowców
ani spośród gęstych koron sykomor
ani ze szpaleru cyprysów
nas wezwał.
My jesteśmy spod cherlawych brzózek
spod lękliwych topoli, ze środka konających lasów świerkowych.
Wielu z nas lepiej zna kąkol niż pszenicę
bo dorastaliśmy wśród bladych łąk i kopalnianych stawów.
Szedł skrajem familoków
jak pękniętym jarem Pustyni Judzkiej
i wyraźnie potrzebował naszej pomocy.
Wołał nas.
Rozumieliśmy z tego niewiele
ale jednak najważniejsze
że Jemu się nie odmawia.
Dlatego
dołączyliśmy do tamtych
nie widząc
że oto spełnia się marzenie
śląskich chłopaków:
mieć mocne życie
nie dać się bele czymu/gwara/
chronić bezbronnych
wybierać Boga.
Idziemy za Nim.
Całymi latami oglądaliśmy jedynie Jego plecy.
Ale teraz pod wieczór
coraz częściej zdaje się odwracać głowę.
jakby nas liczył
jakby pytał, czy nadal może na nas liczyć
jakby liczył dni, kiedy ujrzymy Go twarzą w twarz jakim jest.
Póki co, pocę się
jakbym krwawił.