Trzy razy NIE...Panie czy to nie za dużo?
To musiał być niesamowity widok- jak w wybitnie wyreżyserowanym filmie - kiedy tłumy powoli szły w skwarze dnia do Jerozolimy. Idą za Jezusem tak jak my przez całe swoje życie...mniej lub bardziej przystając, aby złapać oddech. U Łukasza wszystkie drogi prowadzą do tego świętego miasta tam bowiem wywyższony na krzyżu Jezus odkupi każdego z nas.
Część wierzy, że zostanie takim zwykłym ludzkim królem, który ich wyzwoli od rzymskiego okupanta. Idą za Nim jak na polityczny piknik. Słuchają Jego słów ,ale wyłapują tylko te o wolności i szczęściu, które naraz spadnie z nieba. Nakarmią się rozmnożonym chlebem i rybą wierząc, że tak będzie już zawsze.
Po cichu żałują, że nie wzięli ze sobą banerów i flag. Wybiórczo wychwytują z przypowieści i mów słowa, które pasują im do życia. Jest dobry, miłosierny...naprawdę taki nasz.
Jednak ten cichy, kochający człowieka Jezus przerywa sielankę.
Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści....nie może być moim uczniem...
Ale jak to?Przecież cały czas mówiliśmy o miłości. Ona jest największa, a tu?
Hebrajskie nienawidzić znaczy kochać mniej. Nasz Pan ustawia
hierarchię miłości. Tak, tak kochaj wszystkich, ale najbardziej musisz kochać Mnie. Daję się tobie cały. Kiedyś w Eucharystii wejdę do twojego serca. Nie ograniczaj miłości, ale na pierwszym miejscu postaw Mnie jeżeli chcesz być moim uczniem. Daje wszystko i chcę całej twojej miłości...
I tak trzeba w codziennym życiu układać swoje plany.
Zaplanuj z rodziną niedzielną mszę św. Wybierz z nimi dogodną godzinę. Zrób to także w czasie wakacji jeżeli istnieje taka możliwość. Wejdź z dzieckiem do kościoła. Pokaż kim dla ciebie jest Pan. A może przeczytajcie w gronie rodzinnym fragment niedzielnej Ewangelii? Naucz dziecko robić porządny znak krzyża.Uśmiechnij się wreszcie do ojca, matki, żony, dzieci, braci i sióstr...i rób to dlatego, bo chcesz być Jego uczniem.
I pięknie mówi psalmista "Naucz nas liczyć dni nasze, byśmy zdobyli mądrość serca" bo i o liczeniu słyszymy dzisiaj w Słowie Bożym.
Może trzeba nam na chwilę opuścić biblijny tłum i usiąść na przydrożnym kamieniu kalkulując jak zdobyć taką wiarę. Jak wybudować z wiary prawdziwą wieżę, która oprze się każdemu wichrowi i nawałnicy.
Wielu zaczęło i nie skończyło. Niedawno wpisywałem na margines księgi chrztu, tych, którzy za granicą wystąpili z Kościoła. Ja ich przecież znam...z przygotowania do I Komunii świętej, bierzmowania czy ślubu. Nie chcieli budować? Czegoś zabrakło?A może tylko sformalizowana zwykła wygoda. I ciekawa rzecz ,że mało kto się przyznaje przed bliskimi o dokonaniu takiego wyboru. Pamiętam jak pani przyszła po jakiś dokument dla córki a ta? Wypisała się z Kościoła. Matka nawet o tym nie wiedziała. Ile u nas takich sytuacji tylko bez wpisów i deklaracji...
Na drogę trzeba jednak zabrać jeszcze krzyż i wyrzec się wszystkiego.
Kochani każdy nosi swój krzyż, swoją ranę, która mniej lub bardziej doskwiera. Zbawienie jednak przychodzi właśnie przez krzyż i nie ma innej drogi. Do tego trzeba nam ogromnej cierpliwości, takiej wyjątkowej umiejętności w znoszeniu cierpienia. I tak krok za krokiem, cegła po cegle, kamień po kamieniu powoli bez fajerwerków stajemy się Chrystusowi...
Trzeba i nam dozy wyrzeczenia tak bardzo dzisiaj niepopularnego w świecie. I tu pojawia się takie słowo jak NIE...
"A nie ma...nie nosi...nie może być" powiedział Pan.
Ważne słowo ustawiające wiele rzeczy w naszym życiu. Potrafisz jeszcze powiedzieć NIE nawet kosztem własnej popularności?
Szczególnie kiedy dziecku trzeba poukładać hierarchię wartości?
Dziecku, które nie zna słowa NIE tylko Tak, a jeżeli jest inaczej zaczyna się awantura, albo emocjonalny szantaż. Potrafisz to powiedzieć bliskiej osobie wiesz tak się NIE mówi?Nie używaj przekleństw...Albo kiedy mówisz sobie i innym NIE dla telefonu i komputera, bo zdajesz sobie sprawę, że prowadzi cię to na duchowe manowce....
No cóż czas usiąść do liczydła i słuchania. I jeszcze zabrać krzyż i w drogę, chyba że?
mg